Patrycja z Rejowskich

Gdy spotykali się w Parku Saskim, nie było między spacerowiczami ładniejszej pary. Patrycja z Rejowskich Putraman, mimo młodego wieku owdowiała od roku, zdjęła była właśnie żałobę po radnym lubelskim Henryku Putramanie, pozostawiając wciąż jeszcze czarną woalkę jako znak ciężkiego jej doświadczenia. Bo choć stała się właśnie kobietą zamożną i stanu wolnego, wiele przeszła opiekując się konającym Putramanem, co pozostawiło ślad w jej spojrzeniu, wbrew młodemu wiekowi poważnemu i naznaczonemu doświadczeniem cierpienia. Spojrzenie to jednak dodawało jej osobie niezwykłego uroku, kontrastując z dołeczkami w policzkach, kiedy się uśmiechała i pięknem jej czarnych loków, które wbrew obowiązującej modzie, wciąż nosiła rozpuszczone głosząc, że koki przyprawiają ją o migreny. Nosiła je wprawdzie z pokorą, krocząc przy boku męża i cierpiąc popołudniami przy zaciągniętych storach, od czasu jego śmierci nie upięła jednak włosów ani razu. Młody hrabia Ziembiński natomiast o cierpieniu nie wiedział jeszcze niczego. Fircyk i bonwiwant, ledwo nadążał za wydarzeniami towarzyskimi, bywając dosłownie wszędzie, z każdym wchodząc w komitywę od pierwszej chwili, ujmując towarzysza rozmowy czy to jasnym spojrzeniem czy zadawiackim gestem, którym poprawiał muszkę, wciąż przekrzywioną. Stała się ona, nawiasem mówiąc, jego znakiem rozpoznawczym na równi z radosnym uśmiechem, unoszącym się nad głowami towarzyszy, wzrost jego był bowiem równie charakterystyczny. Wyraźnie przyciągali się oboje, ona ciemna i znająca ból, on radosny i o płochym sercu. Choć zdawała się być krucha, była w niej siła, płynąca z doświadczenia i pokora, jakiej uczy kobietę życie. On, mimo pozorów siły, był miękki i słaby, niezdolny oprzeć się nie tylko powabom kobiet, których dotąd zaznał, nie ożeniwszy się jeszcze, ale także woli ojca, niezłomnej i typowej dla nestorów owych ziemiańskich rodów. Ci widzą tylko jedną ścieżkę dla jedynaka, a to małżeństwo z rozsądku z panną z dobrej rodziny i z co najmniej trzema folwarkami w posagu. Patrycja Putraman, choć bogata, to jednak córka przemysłowca i wdowa, wyraźnie się Papie Ziembińskiemu nie podobała, stąd wspólne spacery po parku i tajemne schadzki w garsonierze młodego hrabiego, w której tyle przed nią było kobiet i tyle miało być po niej, były jedynym, co mogło czekać na panią Putraman tego lata.

 

[ah],[msz]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *