kolodion

1863

„Ciężko opuszczać dom rodzinny, nie wiedząc przy tem, czy się jeszcze kiedykolwiek na progu jego stanie”. I z takimi myślami musiał walczyć Pan Piotr Pokrzycki, gdy styczniowego dnia 1863 roku czule był przez małżonkę swoją, Irenę z Bobrowskich, żegnany. Wiedziała ona jednakże, iż ukochany jej małżonek, a do tego gospodarz zacny na pokrzyckich dobrach i człek zarówno dla braci szlacheckiej, jak i dla sług prostych sprawiedliwy, nie rusza precz z próżności czy swawoli, jeno w świętej sprawie na bój jest wiedzion. Zagrały trąby wolności kolejny raz duchem świeżym natchnione, trza zatem było w pole ruszać…
W wielu potyczkach Pan Piotr brał udział i wielu moskali z rąk jego legło. Nieszczęściem jednak więcej krwi lackiej tej wojny się przelało. Powstanie jak potężne ognisko zapłonęło zrazu wielkim płomieniem, ale przecie każdy ogień wygasnąć musi, gdy nikt bierwion doń nie dokłada, a siła wielka zewsząd gasić bieży. Powoli umierała nadzieja na wolną Polskę, ale ten, kto z pożogi żyw wyszedł i ten, komu majętności nie pobrano, a samego na Sybir kibitki nie wywiozły, ten osiadał w domu czując, że teraz mądrym przy polskości, acz bezkrwawym trwaniem o wolność przyjdzie walczyć. Do tegoż grona w nieszczęściu szczęśliwców i Pan Piotra zaliczyć trzeba. Wyszedłszy z wojennej zawieruchy bez szwanku, mądre rządy w majętnościach swych sprawował, przykładem będąc, że na pracy a modlitwie szczęście zbudować można.

[rs],[msz]

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *