Niechaj będzie błogosławiona godzina, w której przyjdzie oddać dech ostatni dla wielkiej sprawy. A wy wszyscy, którzy myślicie, że żywot w dostatku, ale dla nie swojej sprawy wiedziony ważniejszym jest, niźli serca uniesienie, zamilknijcie w sromocie. Jakie to trzeba siły w sobie było odnaleźć, jakąż odwagę pozyskać, by gołą pięścią w pierś żelazną uderzać. Bo czymże były myśliwskie guldynki, kosy sztorcem osadzane, kordelasy srebrzone wobec wroga, przed którego szeregiem spiżowe paszcze armat niczym gończe psy przed kawaliadą myśliwych sterczały. Błogosławcie matki synów, znak krzyża czyńcie siostry nad czołami braci, łzy gorzkie rońcie żony nad mężami, którzy nad życie wolność przedkładają. Wilk głodu zazna, ale przecie szczęśliwy, kiedy przy stadzie swoim pozostając na lepszy czas zaczeka, a jeśli te nie przyjdą, jedną knieję na drugą zmieni. Pies u pana godnego przy pełnej misie służyć wiernie umie, ale o obroży nie zapomni nigdy. A gdy go pan jeszcze za lada przewinienie batem oćwiczy i strawy mu poskąpi, gotów jest z zagrody zbieżać i z sobie podobnymi po lasach i gościńcach się włóczyć. Za jadłem, ale i za wolnością wyjąc, jeśli odwagę w sercu nosi, pies w wilka się zamienia, szpak w jastrzębia, a kuna w niedźwiedzia. Urośli tą myślą Polacy niczym starożytne monstra gdy im wolność Te Deum w sercach zagrała i nie zmaleli, gdy krwi ofiarę na ołtarzu ojczyzny złożywszy, w sen ciemny na lata ponownie zapadli.
[rs],[msz]