„A gdy przyszło wspomnieć na miłą Ojczyznę, której na mapie świata nazwy nie uświadczysz, ruszyli jej wierni synowie nie patrząc, że przeciw największej armii Europy przyjdzie im czynić”. Nic to, że przeciw karabinom guldynki grzmieć miały. Nic to, że na działa rusznice jeno były narychtowane, a garłacze przeciw szrapnelom świadczyć miały. Na petersburskich huzarów lud w rodowe szable i spisy zbrojny, co bez mała wiek i lepiej pamiętały, stawał bez strachu w oczach i lęku na duszy, a za to z nadzieją w sercu i tym pokrzepion, że Bóg słusznej sprawie sił w ramionach doda. Ciągnęły z zaścianków dawnej Litwy i Korony zastępy Dojanowskich, Wełdyczów, Potockich, Bezprymów, Swatowskich, Petryczów i Surmów. Zbierał się z zagród lud w kosy zbrojnych i ośniki Łaciców, Nogawiców, Gnojarzy, Kowaluków, Biezgozdów i całe rzesze tych, których nazwisk już nikt nie wspomni. I niczym mrówki, co pośród lasu sobie tylko znanymi ścieżkami zmierzają ku mrowisku mnożąc się po drodze i gęstniejąc, tak wyruszali po nocy, po cichu, rosnąc z godziny na godzinę. Samowtór, samotrzeć lubo w większej kupie. Grzmot narastał, burzowa chmura mimo styczniowej pory ciemniała i pęczniała tak, iż wiadomym było, że lada moment grzmot potężny zabrzmi na niebie pomiędzy Wartą a Prypecią. I nie było rodziny polską mową władającej, której by syn alibo i córa oręż dzierżąc w garści nie wyszła w pole oddać krew za sen cudny i złoty, któremu było Rzeczpospolita…
[rs],[msz]
Rewelacja.