Wiele już lat minęło od wiedeńskiej wiktorii, a przecie nadal warto wiedzieć, że dla rzesz całych najważniejsza zdobycz z niej płynąca nazywa się KAWA. Hrabina Szepertyńska wypijać miała zwyczaj wspomnianego napoju cztery filiżanki w ciągu dnia mawiając przy tem, że: „Kiep, kto dobrej lulki nie pali, wina zacnego nie próbuje i kawy unika, bo nie będzie miał czym Świętego Piotra podejmować, jak co do czego przyjdzie”. Nie wiadomo, czy tę samą maksymę wyznawał pułkownik dragonów poważnego znaku prymasowskiego, Michał Jerzy Szepertyński, gdy pod królem Sobieskim Turczyna gromił, ale ponoć to od niego w jego rodzie namiętność do kawy, nie tylko po mieczu się rozpoczęła. Hrabina Szepertyńska lat dobiegła słusznych, a mimo to za mąż wydawać się nie zamierzała. Nie, żeby adoratorów swoich uznawała za niegodnych jej ręki, przeciwnie, chętnie we flirta i inne dworskie zabawy grała. Uważała jednakże, iż jej przeznaczeniem jest zgłębianie mądrości z ksiąg płynących i piecza nad rodowym majątkiem, co przy mężu i dzieciach trudnym jej się wydawało do osiągnięcia. Romantyczna część jej duszy brała jednakowoż czasem górę nad męskim, gospodarczym pierwiastkiem. Hrabina wówczas z nieodłącznym czarnym napojem oddalała się latem do ogrodu, a w zimniejszą porę do domku myśliwskiego, gdzie oddawała się z lubością marzeniom, a matafizyce. Chwilowe zatroskania nie potrafiły na szczęście zegnać z oblicza Hrabiny spokoju i radości, dla których to cnót tak przez bliskich, jak i służbę powszechnie kochana była.