Michalina Sędzimirska, córka Bonifacego Sędzimirskiego, jednego z pierwszych w Krasnymstawie, który posiadał magiczną skrzynkę, przy pomocy której potrafił utrwalić obraz na szkle, wcale nie ręka malowany, a przecież będący wiernym odbiciem widzianego obiektu. Myliłby się ten, kto by sadził, że Pan Bonifacy nie posiadając potomka płci męskiej, córkę swoją na podobieństwo młodzieńca sposobił. Przeciwnie, spłodziwszy synów trzech i dwie córki, Michalinę ganił za to, że włosów mu siwych swym wyglądem przydaje nie zważawszy na to, iż był całkowicie łysy. Michalina najmłodszą z rodu będąc i urody nieprzeciętnej, nie uważała wcale za stosowne ubierać się jak pannie przystało. W kąt na co dzień poszły suknie, które jeno na okoliczności kościelne czy to towarzyskie wkładała. Robiła za to wszystko, by się do mężczyzny strojem upodobnić twierdząc, że mający na sobie spodnie siadywać jej było wygodniej, stać pewniej, a biegać niepoślednio szybciej, niż to niewieście jest potrzebne. Oczywiste zatem, że do spodni jeno okrojony surdut pasuje, a i bez kapelusza ani rusz. Strój ten urody Michalinie nijak zabrać nie umiał, ona jednakże bardziej dbała o to, by w ojcowskim fachu jego samego prześcignąć niż o efekta, jakie jej obycie w mieście i po wsiach okolicznych wywoływało. Nie minęło wiele czasu, by sam mistrz Bonifacy dostrzegł, że córka w sztuce zdejmowania obrazów z natury i person wszelakich do lepszych niźli on poczęła dochodzić zdolności i machnąwszy ręką na te babskie facecje, rad ją na sesyje ze sobą zabierał. Grosz z tego zajęcia był coraz to większy, a i sława ich daleko poza Krasnystaw sięgała, skutkiem czego dorobił się Pan Bonifacy powszechnego szacunku i majątku, a Michalina trochę jako dziwo, trochę jako cudo dzielnie go w jego dziele wspomagała, póki młody ordynat kraśniczyński, Pan Jędrzej Ostrowąs nie zdobył jej serca i na włości swoje, nie dbając o mezaliansa, jako żony nie sprowadził.