Helmut Schmitzerhoff z małżonką, Eriką. Helmut młode lata strawił w pruskiej armii. Kariera wojskowa dla najmłodszego z braci w rodzinie, o której można było powiedzieć, że do bogatych się nie zaliczała, aczkolwiek biedy w niej nikt nigdy nie zaznał, zdawała się być oczywistym rozwiązaniem. Allenstein to piękne miasto, w którym Helmut wiódł szczęśliwe życie, lecz gdy doszedł lat 16, zrozumiał, że na wymarzone studia prawnicze w Danzigu szans nie ma żadnych, postanowił więc poszukać fortuny w wojsku. Wzrostu może i za imponującego nie był, ale nadrabiał siłą mięśni i niezłomnością woli. Za nic miał osławiony pruski dryl. Nie raz grzbiet jego wyciorami od karabinów obity został za najmniejsze przewinienie, o które krnąbrna natura aż się prosiła. Nie złamało to jednak ducha dzielnego wojaka, który aż w Tanganice się znalazłszy, poznał piekło walki pod afrykańskim słońcem. Godności hauptmana doszedłszy, o co nieszlachetnie urodzonym wcale łatwo nie było, z niewielką, ale stałą wojskową emeryturą na łono rodzinnego miasta powrócił, a tam z oszczędności restaurant Zum Wilden Hirsh otworzył. Żona jego Erika młodszą będąc, za nic sobie wieku różnicę miała, gdyż na owe czasy takie obyczaje panowały, iż ta nikogo dziwić nie mogła. Wydała się była Erika za Helmuta, gdy ten świeżo po awansie na leutenanta z Zanzibaru na dłuższy urlop do Europy, do rodzinnego miasta przyjechał. Nie zachwycił córki aptekarza z Pralenstrasse Schmitzerhoff urodą, nie zawrócił jej w głowie majątkiem, ale ujął ją siłą, jasnością przekonań i mocą, jaka z jego masywnej osoby emanowała. Nie był to związek oparty na gorącej namiętności, a bardziej na rozsądku, ale powiadali znajomi owej pary, że z czasem dopasowali się do siebie oboje tak bardzo, że jedno bez drugiego nawet na drugą stronę ulicy niechętnie przechodziło.
[rs],[msz]