Był rok 1860. Były to czasy ciężkie dla ludzi z małych wiosek jak i z przedmieść wielkich miast. Dżuma, z dziką radością i uśmiechem diabła, zabijała wszystkich bez względu na płeć, wyznanie, status społeczny. Nieważne, czy było się młodym czy starym, mężem czy żoną, córką czy synem. Śmierć, krocząc powoli i cicho rynsztokiem w górę traktów miejskich i polnych dróżek, pukała do wszystkich drzwi, furt, obejść i swoją tępą kosą zabierała im to co mieli najcenniejsze. Życie i nadzieję. Nikt nie wiedział, że dopiero za kilkadziesiąt wiosen uda się medykom i aptekarzom odnaleźć wspaniałe serum, które z pomocą modlitwy, będzie w stanie wyrwać dusze z objęć cuchnącej kostuchy. Prawie nikt. Tylko Ada, która kochała Rudolfa bez pamięci. Zakochała się w nim już jako mała dziewczynka, choć wtedy nie sądziła, że Rudolf okaże się wielkim człowiekiem. Wiedziała, że on, jako jedyny, jest w stanie przenieść recepturę serum przez tunel wrót czasu, czasu którego tak bardzo im brakowało, którego z wielką przyjemnością smakowała kostucha, pozwalając powoli ginąć całym miastom i wsiom.
Julian Varne wiedział, że jego kolejna powieść, tym razem o podróżach w czasie będzie doskonałą lekturą. Lekturą, którą będą się zaczytywać dzieci i dorośli. Doskonale zdawał sobie sprawę, że taka powieść nie obejdzie się bez dobrej, skórzanej oprawy i wspaniałych ilustracji. Wiedział, że tylko Martin Taylor, znakomity fotograf, jest w stanie je wykonać do nowej powieści.
[msz]
Joules’a (Juliusza) Verne’a
wysłałem maila :)