Maryla de Saint Dupier – Sokołowska i jej ojciec, markiz Emilien de Saint Dupier – Sokołowski. Za niczym tak markizowi nie było tęskno, jak za kuchnią rodzinnej Prowansji, w której to w leciech swej młodości rozsmakował się prawie do zatracenia. Bo chociaż zacne na stołach w jego nadwieprzańskim dworze gościły potrawy – a to półgęski w sosie z szyjek rakowych, a to ryby godne z ranickich stawów odławiane, na zmyślną nutę z miętą i borowikami przyrządzane, a to dziczyzna wszelaka zacnym węgrzynem podlewana, to i tak mimo tych podniebienia rozkoszy, słowiańskie jadło nie w pełni zadowolenie mu niosło. Ale dlatego właśnie Maryla, sobie wiadomym sposobem w posiadanie francuskiej księgi mistrza Laboutoniera wszedłszy, nuże zaprowadzać w kuchni francuskie porządki jęła. Nie ze szczętem, gdyż jeno w środy i soboty na francuską modłę stół w domu Sokołowskich bywał zastawion, ale to wystarczyło, by markiz z jeszcze większym uwielbieniem na córę spoglądał. Synowie jego – Jan i Fabian z flintami po lesie kochali gonić i byle czym apatyt zaspokoić potrafili, ale Maryla oprócz umiłowania sztuki malarskiej, do rangi sztuki warzenie strawy podnieść umiała. Cudna ta panna urodą okoliczne szlachcianki przerastała, a mądrości i znajomości ksiąg niejeden mąż jej zazdrościł. Zazdroszczono też powszechnie Sokołowskim, że zmyślnie majątek dworski pomnażając, chociaż w poszanowaniu tradycji żyjąc, liczne nowinki w swych dobrach wprowadzać z pożytkiem zdołali.