Marianna Bałucka zwana powszechnie Białą Mańką oraz Barnaba Rózga, pseudonim Witka lub Witold. Para z pozoru jak każda inna – w pogodną niedzielę pełno takich w miejskim parku. Trzeba jednak wiedzieć, że w aktach Państwowej Policji zwłaszcza Witka miał swoje poczesne miejsce. Niech Cię, który patrzysz na to zdjęcie, nie zwiedzie pogodny i przyjazny wyraz twarzy imć Barnaby, gdyż był to powszechnie znany i uznany (w swoim środowisku) szuler, przez którego nie raz załkało skurczone gardło jakiegoś prowincjonalnego urzędniczyny, który, wymawiając się przed żoną koniecznością służbowej delegacji, przybywał do Miasta wygrać trochę grosza i zabawić się z niewiastą lekkich obyczajów. O to drugie nikt nie potrafił zadbać tak jak Biała Mańka. Jej niewinne i niewątpliwie niezwykłej urody oblicze obiecywało niespodzianki, o jakich na prowincji nie godziło się nawet fantazjować, a umiejętności względem uprawianego zwodu stały się onegdaj przyczyną nagłego zejścia doktora Bieckiego. Oficjalna wersja mówiła wprawdzie, że doktorowi zmarło się we własnym domu, Policja jednak dobrze wiedziała kogo ze Żmigrodu na Krakowskie Przedmieście bez ducha przyniosła. Witka prócz ogrywania w karty przyjezdnych (bo miejscowi dobrze wiedzieli kto zacz) frajerów opiekunem był Pani Bałuckiej. Plotka głosi, że nie brał za to od niej ani grosza, ale kto ich tam wie. Inna sprawa, że wracając od Białej Mańki, Witka zawsze wyglądał na takiego, co mu anieli w gorący dzień pod skrzydłami cienia użyczyli. Grób jego dzisiaj gdzieś pod Wizną odnaleźć można, co się z Bałucką po 39 działo, o tym kroniki milczą…