Nie masz pomiędzy katolikami gorliwszej chrześcijanki nad panią Konstancję Janowską! Utraciwszy męża, zesłanego na Sybir po ostatnim powstaniu, Bogu i Polsce poświęciła swoje życie. „Deo et Patriae” – powtarzała po wielokroć, fundując ochronki i czyniąc legaty dla paryskiego klasztoru sakrekerek. Zamknięta w czerń po nadgarstki, zawsze w żałobie za zniewoloną Ojczyzną, poświęcała swoje dni na poły modlitwom, na poły zarządzaniu majątkiem, który – choć okrojony – ocalony został przed reperkusjami caratu. Poranki spędzała w kaplicy ufundowanej jeszcze przez jej pradziada, Kleofasa Rudnickiego, zatopiona w żarliwej modlitwie. Jej jasne oczy, wzniesione ufnie ku górze, zdawały się świecić niebiańskim blaskiem, gdy wyprosiwszy u Pana wszystkie potrzebne na ten dzień łaski i powierzywszy Najwyższemu wszystkie wczorajsze troski szła ku dworowi. O tej porze modlitewnik w jej dłoni, ofiarowany wraz z osobistym błogosławieństwem przez samego sługę Piotrowego tronu – papieża Piusa, zastępował pęk kluczy, władała bowiem majątkiem znacznym, z dwunastu złożonym wsi dóbr własnych i dzierżawionych, rozciągniętych przez sto czterdzieści dwie wiorsty wokół leniwej rzeki na kresach dawnej Korony. Przejąwszy pod nieobecność męża zarząd nad majątkiem, słusznym i sprawiedliwym wyrokiem obdarzała zarządców, koniuszych i fornali, dworskich i wiejskich przychodzących po radę i zdających jej sprawozdania, tych ostatnich często wspierając jeszcze szczodrym groszem i z cicha szeptanym błogosławieństwem. Skromność, pokora i hojność jednały jej przyjaźń wśród ludu i oddanie wśród służby głoszącej, że nie masz ponad Janowską lepszej pani w całym powiecie turczańskim, a może i w całej guberni. Nawet ona sama zdawała się wierzyć w otaczającą ją legendę obrończyni słabych i pocieszycielki ubogich. Zdarzało jej się marzyć o chórach niebiańskich i o zastępach aniołów, które zstąpią z nieba by ją zabrać do Pana, gdy nadejdzie wyznaczona przez Niego godzina, a śmierć jej oznajmi rozbłyskująca w środku nocy jutrzenka i wszystkie ptaki zdziwione tym przedwczesnym brzaskiem zaczną śpiewać na chwałę Bożą. Potem jednak ganiła się za te myśli pełne pychy i leżąc krzyżem w kaplicy przez siedem kolejnych poranków z pokorą ofiarowała Bogu i ojczyźnie cierpienie i ból wywołane przez skostniałe od lodowatej posadzki członki.
[msz],[ah]