Oficjalnie zatrudniony w firmie handlującej herbatą i kawą, co pozwoliło mu na zjeżdżenie niemal całego świata. Na Cejlonie posiadał dom, w którym przebywał w zimowych miesiącach, gdy klimat w rodzinnej Anglii stawał się dla niego nie do zniesienia. Nie przeszkadzało to w prowadzeniu rozległych interesów, zarówno na samej wyspie, jak i w Indiach czy Indochinach. Nawet Japonia, która niezbyt chętnie gościła u siebie obcych, nie stanowiła dla Templetona wielkiej zagadki, chociaż akurat za bywaniem tam nie przepadał. Nad kwitnące wiśnie przedkładał zdecydowanie herbaciane krzewy. W północnej i środkowej Afryce kampania zatrudniająca Templetona także prowadziła handlową działalność, nic zatem dziwnego, że bywał on również i na Czarnym Lądzie. W Tanganice, na ten przykład, posiadał Midford szeroko zakrojone znajomości i do tego stopnia zażyłe, że nawet gdyby pojawił się tam bez gwinei przy duszy, na pewno głodny by nie chodził, a i o nocleg specjalnie troskać by się nie musiał. W Bugandzie u tamtejszego kabaki z ręki karmił oswojone hipopotamy, pośród Masajów miał poczesne miejsce po tym, jak dzirytem zadźgał lwa samotnika, który bydło z zagród wykradał, a w Sudanie samemu El Haszyszowi potrafił powiedzieć, że ten tak jest mężny, jak Niemiec po trzeciej golonce i dziesiątym piwie. Mało kto wiedział natomiast, że Midford Templeton III nie tyleż handlem herbatą i kawą głowę tak naprawdę miał zajętą, co dbaniem o żywotne interesy Albionu wszędzie tam, gdzie dbałość owa wymagana była… Co u agenta Jej Królewskiej Mości dziwić specjalnie nikogo nie powinno.
[rs],[msz]